Archiwum listopad 2014


lis 05 2014 "Ręka rękę myje?"

„Ręka rękę myje?"

Witajcie!

Jestem 39 – latką, przez 36 lat mieszkanką Warki, niestety od 3 lat mieszkam w Warszawie (praca). Mimo tego nadal jestem zameldowana wraz z mężem i dziećmi w Warce, ale ja nie o tym…

Gdyby nie wydarzenia ostatniego weekendu zapewne nawet bym nie traciła czasu na pisanie tego. Wbrew pozorom mi również zależy na Warce (nadal mam tutaj rodziców, teściów, rodzinę). Przejdę do rzeczy… W sobotę rano 1.11.2014r. kilka minut po godzinie 7 wybrałam się z moją rodziną do Mniszewa. Jadąc ulicą Mostową (do naszego celu) moja młodsza córka (3 lata) oznajmiła, że bardzo chce jej się siku. Wiedziałam już, że na miejsce nie dojedziemy bez postoju. W końcu to tylko dziecko…  kto ma ten zrozumie JMąż skręcił na „targowicę”, tuż przy ogrodzeniu. Gdy było już „po wszystkim” dostałam pilny telefon od mojej siostry i odeszłam kawałek dalej od samochodu. Nagle zauważyłam jak ul. Mostową w kierunku mostu jedzie czarny Peugot (mieliśmy kiedyś takim sam, stąd go rozpoznałam). Rozmawiając przez telefon nadal patrzyłam na przejeżdżający obok samochód, aż tu nagle z przeciwnej strony nadjeżdża jakiś czerwony samochód, zjeżdżając na przeciwległy pas i uderzając w Peugota. Krzyknęłam do męża, że coś się stało. Podbiegłam do ogrodzenia i zauważyłam jak ten „jakiś” czerwony samochód zwyczajnie ucieka. Przejeżdżając obok zauważyłam, że to był czerwony Opel Corsa, a z tyłu miał napis „Straż Warka”. Za kierownicą rozpoznałam dość znanego wareckiego „strażaka” – kierowcę. Sprawca kolizji próbował uciec i skręcił w tzw. „Ostrówek”, zaraz za nim poszkodowany Peugot. I tyle ich widziałam…

Niby wszystko w porządku, nikt nie szukał świadków, cisza.

W niedzielę spacerując po naszym mieście, przechodziłam ul. Św. Ducha, patrzę a tam ta sama Corsa z napisami „Straż Warka”. Chwilę z mężem podyskutowałam na ten temat i stwierdził, żebym nie szukała dziury w całym. Pomyślałam, że ma rację i tak do wtorku tylko jesteśmy w Warce, więc nie będę się „bawiła” w żadne komisariaty.  Można powiedzieć, że o sprawie zapomnieliśmy. Chociaż gdzieś w głębi duszy gryzłam się z myślami, że jednak powinnam coś z tym zrobić…
Nazajutrz (poniedziałek) wybrałam się w odwiedziny do mojej przyjaciółki z całą rodziną. Mój mąż upierał się, żebyśmy przeszli przez rynek, bo dawno tam nie był. Było dość ciepło, więc poszliśmy. Robiąc sobie zdjęcia, zauważyliśmy jak ze Straży wychodzą: kierowca, który uciekł w sobotę z miejsca kolizji, tajemnicą to nie jest – Pan Szeląg, zaraz u jego boku Pan Radny – Marek Niedziałek, a także nasz burmistrz Dariusz Gizka. Niby wszystko w porządku… Widząc Pana Szeląga zastanawiałam się, jakie poniesie konsekwencje, bo jednak uciekł z miejsca kolizji. Wracając do domu rozmawialiśmy o tej sytuacji i mój mąż zażartował: „ręka, rękę myje”. Stwierdziłam, że za dużo tych zbiegów okoliczności i chyba to nie przez przypadek byłam w tym miejscach. Przez chwilę poczułam, że „mam misję” J
Z racji tego, że wieczór był dość ciepły, a we wtorek wracaliśmy, postanowiliśmy pochodzić jeszcze po Warce i powspominać „jak to było, kiedy my byliśmy młodzi”. W drodze powrotnej wstąpiliśmy na cmentarz. Wracając przechodziliśmy obok komisariatu, mój mąż zauważył wychodzącego z budynku Szeląga. Uśmiechnęłam się, że sprawiedliwości stało się zadość. Myślałam, że temat skończony, jednak…
Wracając do Warszawy we wtorek dosłownie mijaliśmy się autami z Szelągiem – tak, tym co kilka dni wcześniej spowodował kolizję. Coś mi świtało, że po takiej sytuacji prawo jazdy powinno być zabrane. Kara przewidziana za oddalenie się z miejsca kolizji jest taka sama jak w momencie, gdyby ktoś kierował w stanie nietrzeźwości. I wówczas sprawcę skazuje się za przestępstwo stwierdzone w artykułach 173, 174 i 177 Kodeksu Karnego. Dodatkową karą, jaką orzeka Sąd w takich sytuacjach jest zatrzymanie prawa jazdy. W przypadku, jeśli sprawca oddalił się z miejsca zdarzenia, jest to już traktowane jak jazda po alkoholu. Wówczas Sąd również orzeka zatrzymanie uprawnień i zakaz kierowania pojazdami na okres od 6 miesięcy nawet do 10 lat.

Trochę zaczerpnęłam informacji od mieszkańców Warki i dowiedziałam się, że w piątek w Straży odbyła się libacja alkoholowa, na której Szeląg świetnie się bawił nie stroniąc od mocniejszych trunków. Zastanawia mnie fakt, że akurat po tym feralnym poranku „na kacu” Pan burmistrz spotkał się z Szelągiem i Niedziałkiem – jego przyjacielem, a cała sprawa nagle ucichła. Cała ta sytuacja miała swój finał na środowym targu. Rozmawiając z moją teściową, żaliła się na to, co się w naszym mieście dzieje i opowiedziała jak to Pan Niedziałek chwali się wszystkim, że ma takie znajomości, że wszystkich może oczyścić z ich wybryków. W tym momencie było już tego za wiele. Połączyłam wszystkie fakty i postanowiłam się z Wami tym wszystkim podzielić.
Chciałabym wierzyć, że Pan Gizka nie nadużył swojej władzy i nie ma z tym nic wspólnego. Zresztą Niedziałek z Szelągiem (każdy o tym wie), że się przyjaźnią. A z tego co Niedziałek mówi, przyjaźni się on również z Gizką. Czyżby mój mąż żartując „ręka, rękę myje” miał rację?

reka-reke-myje